czwartek, 26 września 2013

Uzdrowienie

K. zaprosiła mnie na weekend. Myślę sobie, że to coś dobrego, skoro po trzech tygodniach izolacji w szpitalu o wiadomej renomie chce się jeszcze do mnie odzywać. Poprosiłam lekarza prowadzącego o przepustkę, a on mi na to, że jutro wychodzę na amen. Że mnie uzdrowili. Że jestem stabilna. No faktycznie jestem. Ten tydzień był czasem przemiany. Odpowiedziałam na leki, przestałam być senna i odbijać się od ścian, tragiczna śmierć oddziałowego kolegi dała mi dużo do myślenia. Zmieniłam poglądy, zweryfikowałam plany. Ze szpitala odbiera mnie S.-  niedoszły samobójca, z którym się bardzo zaprzyjaźniłam, a który opuścił oddział tydzień temu.

S. jest obecnie pełen energii i wiary w lepsze jutro. Ku mojemu przerażeniu owe jutro chyba wiąże ze mną. Podczas naszych wielogodzinnych rozmów głównie on mówił, ja słuchałam. Jakoś nie zdążyłam mu powiedzieć, że wolę kobiety. Że K. czeka. Że chyba czeka. A ja nie wiem, czy przypadkiem nie czekam na nią. I na jej dzieci.

Ogólnie oddział psychiatryczny to takie skrzyżowanie akademika z koloniami. Zmartwieniem są znikające fajki i brak kawy. Wszyscy stają się dla siebie przyjaciółmi, ponieważ nie mają o co się ścigać, o co rywalizować, nie istnieje temat pieniędzy, a ponadto wszyscy mają problem i starają sobie nawzajem pomóc. Za złe zachowanie dostaje się relanium w d..... Lepiej jest być grzecznym. Rodzą się oddziałowe związki, chłopacy ganiają za dziewczynami, a ci co ambitniejsi za pielęgniarkami. Dziewczyny bez względu na ilość psychotropów, suną do oddziałowej łazienki wymalować oko.  Może gadam jak potłuczona, ale minione trzy tygodnie zapisuję w kajeciku najważniejszych chwil w życiu, które przeniosły mnie przez przekrój ludzkich historii, które nauczyły mnie, że zalany w trupa bezdomny, jest człowiekiem i ma wiele do powiedzenia, wystarczy tylko, że go nakarmią i wykąpią. Że z podróży , w którą zabiera człowieka schizofrenia można skutecznie wrócić. Można też nabrać chęci do życia. I woli do życia. Każdy sposób jest dobry. Srebrzysko to dziwne miejsce. Piękne i przerażające zarazem.

Wyjdę na psychopatkę, ale proszę w tym momencie o minutę ciszy nad pamięcią tego , który mi chęć życia przywrócił, a którego od równo tygodnia wśród nas nie ma.


poniedziałek, 23 września 2013

Wina

Leki przeciwdepresyjne zaczynają działać. Póki co ich działanie odczuwam głównie w skutkach ubocznych, beznadziejnie wyczekując lepszego jutra. Śmierć mojego kolegi z oddziału bardzo mnie gryzie. Nie umiem jej ogarnąć ani rozpracować. Wszyscy jakby zapomnieli, wrócili do dawnych obowiązków, zwyczajów i nawyków. Śniadania, obiady, gimnastyka o 8 40, obchód, spotkania w palarni. Leki o 8.00 , leki o 14 00, leki o 21.  Pewnie są tacy, którzy tej śmierci nie przeżywają w ogóle, pewnie inni boją się zwyczajnie prokuratury, jeszcze inni duszą te makabryczne wspomnienia w sobie.  Ja poszukuję winnych. Naokoło siebie i w sobie.  Że mogłam przewidzieć. Przecież się zmienił. Przestał mówić. Nie było go na kolacji. Nie zauważyłam. Zadaję pytanie, czemu to nie ja? Dlaczego on? Przecież ja jestem gorsza od niego. Bardziej zasługuję. Zazdroszczę mu odwagi, żeby następnie mieć wyrzuty sumienia. Bezsilność i wściekłość na oddziałowy personel. Na "Ojca Mateusza" za to, że leciał akurat. Na chłopaków, że zachcieli się wysikać dopiero 15 minut po kolacji. Na Krzyśka, który proszkiem do prania wymazał jego karykaturę na ścianie i pewnie go tym zranił. Najbardziej zastanawia mnie podejście lekarzy i terapeutów. Kamienna twarz i nic się nie stało. Wszelkie pytania zbywają. Nie ma tematu. Jak to nie ma? Przecież zginął człowiek! Młody, przystojny, dwudziestoparoletni chłopak, który na skutek choroby urządził sobie stryczek z paska od szlafroka. I wy mówicie , że nie ma tematu? Że nic nie można było zrobić? Że tylko dwie pielęgniarki na oddział? Że nie było lekarza? Że was zmylił, bo udawał reemisję? Na litość, przecież to oddział psychiatryczny. Istnieje po to by ludzie żyli, nie umierali. Przekonajcie mnie, że warto żyć, to się nie zabiję. 

niedziela, 22 września 2013

Ucieczka od wolności

Wolność bywa zabójcza, ale osaczenie jest jeszcze gorsze. Mimo endogennego ateizmu, mam ochotę się modlić o odrobinę empatii ze strony rodziców. Wiedzą, że mam problem z alkoholem, ale nie przeszkadza im prawienie mi kazań na temat lekkomyślnego popadnięcia w nałóg popijając jednocześnie winko lub wódkę z sokiem pomarańczowym. Do każdego, KAŻDEGO posiłku rozlewają sobie koniaki, browarki i drineczki. Muszę na to patrzeć i to wytrzymać, mimo że w takich chwilach głód zwija człowieka w trąbkę. "Kształtuj silną wolę" - mówią.

 Najlepszym lekarstwem na moją depresję jest wg nich rzucenie się w wir pracy i rozrywki, szkoda tylko że na samą myśl wstąpienia między ludzi pogrążam się w lęku i rozpaczy. "I KONIECZNIE odstaw te leki. Zmulają Cię. Uciekasz przez nie przed odpowiedzialnością. Wmawiasz sobie depresję, żeby ciągnąć od nas pieniądze!". "Przecież nie biorę od was pieniędzy". "My już wiemy co ty tam uknułaś".  Ich dom jest moim więzieniem dobrych rad, zarzutów, wyrzutów, pretensji i oskarżeń.

Za 4 godziny wracam na oddział. Jego też nie lubię, ale w moim stanie wydaje mi się jedynym racjonalnym azylem.

piątek, 20 września 2013

Powiew wolności?

Wypuścili mnie na weekend. Spod opiekuńczych skrzydeł schizofreników, wisielców oraz uzależnionych od hazardu i innych używek, wpadłam w ramiona rodziców. "To jutro skoczymy do sklepiku kupić Ci na jesień buciki i na bazarek po pomidorki, a potem na spacerek z pieskiem i KONIECZNIE do fryzjera, bo wyglądasz jak miotła. Albo nie. Do fryzjera zdążymy jeszcze dziś. TERAZ". - Mamuś, źle się czuję, wolałabym się położyć. "Ale przecież u fryzjera nic nie musisz robić! A ja Ci za obcięcie zapłacę! Jest taki świetny w naszej dzielnicy i bierze TYLKO 90 złotych za strzyżenie!"

Miłości rodziców boję się równie bardzo co ich hojności i spontaniczności.

Terapia awersywna

Paradoksalnie samobójstwo kolegi, z którym 15 minut przed zdarzeniem paliłam papierosy w oddziałowej palarni skutecznie odwiodło mnie od odebrania swojego życia. Widok wisielca jest straszny, tak samo jak oglądanie 50 minutowej reanimacji, podczas której z każdą sekundą traci się wiarę w życie a nabiera wiary w cud. Terapia awersywna jednak działa.

środa, 18 września 2013

Na drugą stronę

"Normalnym ludziom" trudno uwierzyć, że można nie chcieć żyć.  Że można chcieć porzucić udrękę, męczarnię, z której nie ma widoków na wyjście. Nawet zwolennicy eutanazji wydają się potępiać samobóje, a przecież depresja boli bardziej od raka i białaczki. Opieka paliatywna koncentruje się na zwalczaniu bólu , by chory mógł odejść z godnością. Tylko psychiatria nie funduje godności, bo kiedy farmakologia zawodzi, psychoterapeuci dezerterują, przypina się chorego pasami do łóżka i daje super ostrzeżenie. "Nie możesz się zabić. Będziesz egoistą. Sprawisz ból najbliższym". Czy można bardziej pogrążyć człowieka, który nie ma nadziei? Czy godne jest trzymanie chorego na uwięzi? Jak psa? I tylko wtrącać w poczucie winy.

Dziś na oddziale powiesił się kolega. Znaleźli go w ubikacji. Wisiał na pasku od szlafroku. Trzeci dzień po spuszczeniu z pasów , w których leżał dwa tygodnie po pierwszej próbie. Reanimowali uporczywie. Ponad godzinę. Prądami, masażami, adrenaliną i inkubatorem. Chłopak przeszedł na drugą stronę. Nie będzie już więcej pić, nie będzie już więcej żyć.

Ruch AA jest wspaniały, bo nie daje "dobrych rad". Nie poucza, nie instruuje i nie przykuwa do łóżka. AA jest ruchem nadziei , bo uczestniczą w nim ludzie, którym się udało. "Świadectwo" to wielkie słowo i  dla nowicjuszy wydaje się zbyt egzaltowane. Ale rzucić picie, ogarnąć syf życiowy, który się stworzyło i nie zwariować to wielkie osiągnięcie. Aowcy chodzą uśmiechnięci i nie są nafaszerowanymi prochami zombie. Nie mają doktoratów, za to mają doświadczenie. Są mądrzy i dzielni. Też bym tak chciała.

poniedziałek, 16 września 2013

Wirtuo

 Najfajniejsi są alkoholicy i samobójcy. Oni tu trafili z konkretnym problemem. Jedni nie chcą pić, drudzy nie chcą żyć. Psychozy przenoszą człowieka w świat problemów urojonych. Wobec nich jestem bezsilna. Obserwuję psychotyków, paranoików, schizofreników. Świat wirtualnego gówna nie wiadomo jak śmierdzi. Jest nienamacalny i dziwny. Jest jak portal społecznościowy z tysiącem nieistniejących znajomych.

sobota, 14 września 2013

Jest pięknie

Staram się odzyskać normalność wśród obsranych kibli i obdrapanych ścian. O dziwo jest to możliwe. Oddział psychiatryczny to szok dla każdej zdrowej osoby. My wariaci czujemy się tu wporzo. Kiedy czujesz się jak gówno i takie jest całe Twoje życie, jedyne zrozumienie znajdziesz u osoby co śmierdzi tak samo jak Ty. Nikt mnie nie ocenia. Nikt dobrze nie radzi. Mogę bezkarnie nie cieszyć się życiem, płakać i nie starać się uśmierzać bólu. Mogę nie walczyć. Chwilowo nie istnieję i nie muszę się starać o przywrócenie istnienia. Robią to za mnie inni. Kibel śmierdzi. Jedzenie stołówkowe też. Jest spójnie. W końcu jest pięknie.

wtorek, 10 września 2013

Gdybym miała pojęcie co mnie tu spotka wszelkimi siłami starałabym się udawać normalną. Jak widać terapia na Srebrzysku  polega na stworzeniu tak złych warunków, żeby człowiek sam, ze strachu, obrzydzenia i wstrętu względem otaczającej go aury uznał się za zdrowego. Poczucie humoru NFZ doprawdy nie zna granic.

sobota, 7 września 2013

Kapitulacja

Ponoć Miles rzucił heroinę na żywca. No pewnie rzucił, ale znów wyszło na to, że nie jestem Milesem. Skierowanie do szpitala chowam w teczce i pójdę tam jutro. Jeszcze się tylko spotkam z moją niedoszłą obecną kochanką, której w końcu wypadałoby nadać imię. Bo ją lubię. I cenię. I chyba mogłabym ją zacząć szanować.

Zgubiłam się wychodząc z dzieciństwa. Nie wiem gdzie utraciłam swoją namiętność, radość okrywania, niezaspokojoną ciekawość. Tęsknię za życiem wypełnionym muzyką, literaturą i przyrodą. Taka byłam. Byłam sama sobą , bez poczucia samotności, inności i blazy. Jak można utracić to co się ma najpiękniejszego. Jak można cygana z wędrownego taboru umieścić w blokowisku? Jak można rozbić tożsamość człowieka , rozkruszyć ją na kawałki. Czy na prawdę każde zdanie muszę zaczynać od tego, że jestem alkoholikiem? To nie ja.

To absurdalne, ale cieszę się, że idę do szpitala. Że mogę skapitulować. Że w ogóle mamy możliwość kapitulacji i odwrócenia się od świata. Chciałabym odzyskać dawną miłość i dawną pasję. Pytanie tylko, czy to nie ona doprowadziła mnie do tego stanu?

środa, 4 września 2013

Priorytety

To jest chyba ważne , że piszę bloga. Biorąc pod uwagę, że mój nastrój zmienia się średnio co pięć sekund, to ważne żebym utrwalała to, o czym zapominam. Z Panią Psychlog poźegnałam się na dobre. Szukam teraz szczęścia w Warszawie. Może się odchujowię... Poza tym tęsknię za obecną niedoszłą kochanką i jej dziećmi. Nawet chyba bardziej za dziećmi niż za nią. Ale za nią też. Od trzech dni się nie odzywa, co pewnie oznacza, że mnie nienawidzi lub mną gardzi. Każdy ma swoje priorytety.

wtorek, 3 września 2013

Ja to ktoś inny

Cudownie zrujnować swoją tożsamość w jeden dzień. Pierdolnąć sobie w do głowy jednego dnia "jesteś alkoholikiem", drugiego dnia nie pić i umrzeć jako JA.  Przestałam wiedzieć kim jestem, przestałam cokolwiek rozumieć, nie mówiąc o kontaktowaniu się z ludźmi, z którymi nie umiem się kontaktować i którzy mnie odpychają, jako tą splamioną. Już lepiej być lesbijką. Czuję się zagubiona, po co raz bardziej czuję, że lesbijką nie jestem, co mnie zadziwia i przeraża. Nie chcę być "miłym człowiekiem", chciałabym się odzyskać wraz z orientacją, chęcią do życia i kreatywnością. Nie mogę wiecznie umierać. To mnie nudzi straszliwie. A psycholożka dalej mnie wkurwia. 

poniedziałek, 2 września 2013

Luksus

- Czy jest coś co Panią cieszy?
- Taak, występy na scenie, grzanie w zespole do 5 rano, próby i przebywanie z ludźmi, ale porzuciłam to bo musiałam dorosnąć, kurwa , doktorat napisać , a nie szlajać się po knajpach, scenach i trasach.
- A na spacery Pani chodzi?
- Nom.
- Odpręża to Panią, prawda?
- (ja w myślach: gówno nie odpręża , tylko z każdym krokiem dołuje. Przypomina mi o sczerstwieniu, o uśrednieniu swojej osoby, do ludzkiej przeciętności, w której nie potrafię żyć, która mnie dusi i uwiera , jest moim przekleństwem, ponieważ, choćbym nie wiadomo ile razy poszła na ten jebany spacerek i zjadła po tym zdrowy obiad w wegetariańskiej restauracji, czuje się jakby moje prawdziwe ja było mordowane, przez imidź "miłego człowieka", bohatera powieści Masłowskiej lub innego Camus, matko chcę jebnąć wszystko, przestać zarabiać, sprzedać mieszkanie i wrócić do dawnego życia, bo spacerowanie mnie wykończy) na głos: nie bardzo...
- ale jak to nie , może za mało Pani chodzi?
- Chodzę wystarczająco.
- Za mało może Pani sypia?
- 10 godzin. To mało czy dużo?
- może nieregularnie?
- a właśnie , że regularnie.
- Czemu Pani tak niechlujnie wygląda?
- Bo jestem taka.
- Mogłaby się Pani uczesać?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie czuję takiej potrzeby.
- Gdyby się Pani uczesała, to lepiej by się Pani poczuła.
- (ja w myślach : monolog jak powyżej) na głos: nie sądzę.
- Daje Pani zadanie na dziś: proszę o siebie zadbać, umalować się, pozmywać naczynia. Musi zacząć sobie Pani radzić.
- To rada terapeutyczna?
- Tak.
- A  mogę Pani zadać pytanie?
- Proszę...
- Jakby się Pani czuła, gdybym w zeszłym tygodniu się zabiła..
- No...
- Bo mnie się wydaje, że musi być Pani bardzo odporna na śmierć, skoro pacjentom cierpiącym na głęboką depresję poleca Pani pisanie maili, zmywanie naczyń i czesanie włosów.
- Jest Pani arogancka.
- (Ja w myślach: a Pani głupia) na głos: owszem jestem, na szczęście jako wariatka, mogę sobie pozwolić na ten luksus.

niedziela, 1 września 2013

Tresure Island

Obecna kochanka wcale nie jest moją kochanką. Obserwowałam jej ciało. Jest piękne i stworzone do całowania. Żeby nie kreować się na bohatera, przyznam, że od uwiedzenia jej powstrzymał mnie nie tylko zdrowy rozsądek, ale i antydepresanty. K. ma skarb. Rodzinę. Dwójkę dzieci. Dwie miłości, które nie pozwalają nawet człowiekowi pomyśleć , że tkwi w gównie. Lubię ich obserwować. Lubię z nimi przebywać. Czy trzeba zakochiwać się w człowieku, czy można w rodzinie? Od razu. W całości.