wtorek, 22 października 2013

Retrospekcja 2 - Pianistka

Nota: bohaterka poniższej notki nie jest pianistką ani nie startowała w Konkursie Chopinowskim. Jest za to artystką, wybitnie utalentowaną w swojej dziedzinie i w istocie brała udział w konkursie międzynarodowym rangą znacznie przewyższającą  konkurs chopinowski. Zdradzenie dziedziny jej specjalizacji natychmiast doprowadziłoby do wykrycia jej tożsamości, czego by pewnie nie chciała. Reszta historii mimo drastycznych scen ociekających krwią i blizną jest prawdziwa. 

Jeszcze nie ochłonęłam z pierwszego szoku przyjęcia, kiedy to do mojego pokoju weszła spłoszona chudzina targająca stage piano, statyw oraz plik nut. Nie zdążyła się przedstawić, ale już poprosiła mnie o pożyczenie telefonu celem wykonania pilnej rozmowy. Przysypiałam i nie chciało mi się żyć. Nie zadawałam pytań, tylko pożyczyłam komórkę. Dziewczyna mówiła szybko i chaotycznie. Coś o spisku, przemocy, policji, pobiciu. Nic nie rozumiałam. Dzwoniła do znajomych i rodziny. Najwidoczniej nie znalazła w nich zrozumienia ani oparcia.
- Jak się stąd wydostać? - zapytała
- A zgodziłaś się na przyjęcie?
- Tak. Nie . Nie wiem. To znaczy, zgodziłam się. Chyba.
- No to jak się zgodziłaś, to możesz wyjść w każdej chwili - powiedziałam a dziewczyna wyleciała z pokoju.
Wróciła po kilku minutach:
- Pożycz komórkę.
Tym razem mówiła coś o rozprawie, o testach na obecność narkotyków oraz o pobiciu, przemocy, policji i spisku.
- Myślisz , że jak poproszę Dziekana o to by się za mną stawił to mnie wypuszczą?
(Ja w myślach: zwariowałaś dziewczyno, tylko sobie na uczelni nagrabisz i do końca życia będzie ciągnęła się za tobą gęba wariatki) Na głos: Nie wiem.
Dziewczyna zadzwoniła więc do Dziekana. Potem do Rektora. A następnie do Profesora Prowadzącego i jeszcze kilku Ważnych Profesorów, ale chyba ją olali.
Dziewczyna miała to do siebie, że się zasadniczo nie odzywała. Siedziała całymi dniami skulona na łóżku, beznadziejnie wyczekując rozprawy, która nigdy nie miała się odbyć. Po jakichś pięciu dniach poznałam jej personalia. Była Pianistką. I to nie byle jaką, bo znaną i cenioną w Polsce i  Europie.
- Mamuś, poznaj moją współlokatorkę. Jest Pianistką i to taką super pianistką. Jest na stażu artystycznym u samej Popowej - Zydroń!
- A co poza tym studiujesz, kochanie?
- Mamuś, moja współlokatorka skończyła akademię muzyczną .
- I nie chcesz zdobyć zawodu, kochanie?
- Fortepian to jej zawód.
- No ale w sztuce tak ciężko się przebić! Miałam na myśli jakąś furtkę, koło ratunkowe na wypadek, jeśli z muzyką by Ci nie wyszło, kochanie.
- Mamuś, moja współlokatorka, startowała w ostatnim konkursie chopinowskim. Jej już wyszło, nie musi szukać furtek.
- Ależ ty córeczko też startowałaś w konkursie chopinowskim i nawet pierwsze miejsce zajęłaś i Ci nie wyszło!
- Mamuś, to był konkurs wojewódzki dla dzieci ze szkół muzycznych pierwszego stopnia, a nie żaden konkurs chopinowski.
- I pięknie grałaś! I ci nie wyszło! I dobrze, że na normalne studia poszłaś!
Mama w swej niewiedzy i ignorancji pozostawała nie ugięta. Postanowiłam nie kontynuować tematu. Współlokatorka cały czas milczała. Szybko zorientowałam się, iż mimo talentu i sławy nie stoi zbyt dobrze z pieniędzmi. Nikt jej nie odwiedzał. Dziewczyna nie miała kawy i herbaty. Notorycznie pożyczałam jej papierosy. Nie miała podpasek, papieru toaletowego (tak, szpital papieru nie daje), mydła oraz szamponu.

Po kilku dniach na oddziale zaczął grasować złodziej. Ginęły różne rzeczy, zazwyczaj pierwszej potrzeby. Papierosy, herbata, czekolada. Mi zginął szampon. I książka na temat technik wykonawczych utworów sonorystycznych. Szampon pal licho, ale na książkę się wkurzyłam. Lubię czytać o muzyce współczesnej. W mojej obronie stanął Inżynier (pacjent).
- Słyszeliście co się stało? - zagaił pacjentów siedzących w palarni - na oddziale grasuje złodziej!
- No kurwa, zajebał mi kawę
- A mi ciastka
- Mi gruszki
- Jak gnoja dorwę: pół paczki fajek!
- No właśnie - kontynuował spokojnie Inżynier - dlatego została wezwana ochrona, która w asyście policji przetrzepie wszystkim szafki...
- Ale co to da? Przecież, każdy ma w szafkach herbatę i gruszki!
- Ale Niemyślnej zginęła specjalistyczna książka. Przy szamponie, to można ściemniać, że się kupiło, ale przy książce...o...no...Niemyślna, o czym była ta książka?
- O technikach wykonawczych w sonorystyce
- Przy książce o sonocośtam, trudno blefować. Nikt tego przecież nie czyta.

Wieść gminna się rozniosła. Blef zadziałał. Oczywiście żadna ochrona nie miała zamiaru przeszukiwać szafek, niemniej książka o sonorystyce znalazła się 15 minut później w jadalni. Dobrze wiedziałam , że sprawczynią zaginięć jest moja współlokatorka Pianistka, ciekawa byłam tylko dlaczego się nie zapyta. Czemu nie poprosi? A przede wszystkim, czemu tak uparcie milczy i co jej dolega?

Minęły dwa tygodnie, przeniesiono nas tj. mnie , moją Imienniczkę i Pianistkę, ze skrzydła obserwacyjnego, do skrzydła dla tych "zdrowszych". Ja i Imienniczka trafiłyśmy do tego samego pokoju. Pianistka mieszkała pokój dalej, ale przebywała cały czas u nas. Tak samo milcząc. Oduczyła się kraść, nauczyła się żebrać. Wyciągała wszystko od wszystkich. Nawet rzeczy nieistotne. Miała własny komputer z internetem, ale korzystała z mojego. Miała ubrania, ale pożyczała od innych swetry. Zazwyczaj miała problem z oddawaniem. Dalej nie wiedziałam co jej było, ale była dziwna. Kilka razy złapałam ją na kompulsywnym obżarstwie a następnie rzyganiu, ale w jej zachowaniu było coś więcej niż zwykła bulimia.

Stałam na fajce w palarni. Zmulona jak zwykle, gdy nagle wpadła Jola - pacjentka ze schizofrenią.
- Wy , kurwa, widzieliście? Mamy cyganów na oddziale!
Milczę i palę fajkę. Pewnie ma znowu zwidy. Ale za chwilę przyszedł Pan Adam - samobójca, upadły przedsiębiorca.
- Nie wiecie co robi u nas cygański tabor?
Jemu uwierzyłam. Postanowiłam zobaczyć Romów na własne oczy. Otóż przyszli do Pianistki. Byli jej rodziną. Nie wierzyłam w to co się dzieje, tym bardziej nie wierzyłam, iż byłam świeżo po lekturze "Papuszy", ale to co się działo, działo się naprawdę, nie było wytworem niczyich urojeń.
Romowie przyszli po sprawiedliwość. Pianistka została w dzieciństwie wydana za uroczego cygana, niemniej nie było jej w głowie wieść cygański żywot. Prawdopodobnie zhańbiła cygański honor, gdyż członkowie jej rodu nie byli do niej przyjaźnie nastawieni.  Strasznie krzyczeli, rzucali w nią przedmiotami, wymachiwali rękami - nic nie rozumiałam. W końcu najstarszy z nich złapał Pianistkę za włosy i zaciągnął do łazienki.

I znów interwencja. Tym razem do pokoju pielęgniarek
- Przepraszam najmocniej, sprawa polega na tym że Pianistka....
- No... mąż do niej przyszedł
-Nie mąż tylko rodzina, oni ją biją...
- No i co mamy zrobić?
- Wezwać ochronę na przykład?
- Ale ochrona jest dla pacjentów.
- A Pianistka kim jest? Pielęgniarką? Błagam jakiś cygan zaciągnął ją za włosy do toalety. TEJ SAMEJ toalety, w której tydzień temu powiesił się pacjent. Jeśli ją zgwałci, to pół biedy. Ale jeśli ją udusi?
- Pani jak zwykle przesadza.

Nie musiałam jednak lecieć do ordynatora, bo w międzyczasie pacjenci sami stanęli w obronie pianistki, a pielęgniarki przerażone wizją zbiorowej bójki same wezwały ochronę. Romowie wylecieli i więcej się nie pojawili. A ja pomyślałam, że bez względu na to jak tolerancyjna bym nie była, nienawidzę przemocy. A Pianistkę podziwiam i szanuję. Za to, że tak daleko zaszła. Mimo i wbrew wszystkiemu. I chociaż kradnie i oszukuje. 
 

1 komentarz: