czwartek, 31 października 2013

Retrospekcja - Najbliższa

Kiedy odchodziła Najbliższa Mi Osoba czułam się szczęśliwa. Nie dlatego, że umiera, tylko dlatego, że mogę przy niej być. Trzymałam ją za rękę, głaskałam po głowie, myślałam o tym jak bardzo ją kocham. Nie miałam czasu na płacz, byłam zajęta chłonięciem ostatnich chwil i zapamiętywaniem każdej minuty. Byłam jej wdzięczna za to, że była, że ją poznałam, że w ogóle miałam taką możliwość żeby ją pokochać.

Całowałam ją po policzkach, modliłam się za nią i choć nie jestem wierząca, wiedziałam że trafi do nieba. W ostatnich chwilach wyglądała strasznie, ale ja i tak dziękowałam wszystkiemu i wszystkim.

W końcu odeszła.

Fakt że jej nie ma, był niewyobrażalny. W jednej chwili doceniłam zdobycze kulturowe i geniusz żałobnych rytuałów, które do tej pory był dla mnie niezrozumiałe i obce. Bardzo czekałam na pogrzeb. Nie dlatego, że jest fajny, tylko dlatego że tęskniłam. Chciałam Najbliższą Mi Osobę zobaczyć raz jeszcze. Zwyczaj otwierania trumien wydawał mi się zawsze jakąś prymitywną obrzydliwością. Nie widziałam sensu w oglądaniu wymalowanych trupów, którzy nie przypominali nawet w promilu osób, którymi byli. Tym razem nie mogłam się doczekać. Nieważne jak Najbliższa będzie wyglądać, nieważne czy będzie do siebie podobna, ważne że ją zobaczę , jeszcze raz, ostatni raz.

Rodzina zdecydowała się na kremację. Był to cios w samo serce. Stanęłam bezradna w kościele i wybuchnęłam płaczem. Moje łzy to było jednak za mało. Ból był tak silny, że zwykły szloch nie był w stanie jego unaocznić. Pragnęłam by cały świat płakał wraz ze mną. Rozglądałam się za płaczkami, które wcieliłyby się w rolę, ale ich nie było. Był kościół, organista, ksiądz, ludzie, jedni smutni, inni znudzeni, ale nie było apokalipsy, końca świata lub choćby zwykłej burzy.

Emocje opadły lekko w kondukcie. Pomyślałam , że to mądre, by iść. Jest pustka i idziesz do pożegnania. Tego ostatniego. Że można z czegoś wyjść i dojść do następnego punktu.

Wyrzuty sumienia zaczęły się tuż po pogrzebie. Byłam niedostatecznie dobra, za mało okazywałam uczuć, za mało zrobiłam, zbyt dużo zajmowałam się sobą. Najbliższa Mi Osoba mnie oszukała. Nic nie powiedziała o swojej chorobie. Do końca blefowała. Lajkowała statusy na fejsie, drastyczne chudnięcie tłumaczyła problemami z tarczycą, kupiła perukę tak podobną, że nie zorientowałam się że to nie włosy. Wiedziałam , że coś nie gra. Od dawna. Pytałam się, ale w zamian otrzymywałam zapewnienia , że jest dobrze. Że liczę się ja, mój doktorat, moja firma, że Ona sobie radzi i mam się nie przejmować. O tym , że jest chora dowiedziałam się w ostatniej chwili. Dostałam też list, "Kochana Niemyślna, tak bardzo nie chciałam Cię martwić, mam nadzieję, że nie masz mi za złe". No więc miałam. Wiadomość o Jej chorobie, dotarła w ostatniej chwili, kiedy został tydzień. To wszystko poszło za szybko, nie miałam czasu się przygotować, nie miałam czasu powiedzieć wszystkiego co chciałam, czegokolwiek przemyśleć, wspólnie z nią przepłakać strach przed śmiercią. Zapomniałam , że Najbliższa Mi Osoba nienawidziła współczucia.

Pustka, bunt, oskarżenie, wyrzuty sumienia, poczucie winy. Skoro mi nie powiedziała, to może nie byłam tego warta?  Może się mnie bała? Może nie chciała mnie widzieć? Tonęłam w pytaniach i alkoholu. Cmentarza bałam się jak piekła, byłam przekonana, że jeśli stanę nad grobem to prawda wyjdzie na jaw. Jaka prawda? - pyta koleżanka. Nie wiem jaka, pewnie straszna.

Codziennie przejeżdżałam koło cmentarza z tym samym strachem. Ani razu się nie zatrzymałam. Lęk był silniejszy od miłości, ból dominował rozsądek. Przycmentarny Dom był okazją , żeby oswoić się z myślą przebywania tuż obok. W nocy gwałciłam Histeryczkę w dzień podchodziłam pod cmentarną bramę i krążyłam jak sęp. Obchodziłam cmentarz wkoło i płakałam. Ale wciąż bałam się wejść. Potem zaczęłam przychodzi w nocy. Tak by nikt nie widział. Mój umysł wyparł z pamięci miejsce pochówku, więc chodziłam w ciemnościach i patrzyłam bezmyślnie na setki innych grobów.

Pierwszy raz odwiedziłam Najbliższą Mi Osobę po wyjściu ze szpitala. Zaniosłam jej irysy. "I co? zawsze krzyczałaś na mnie gdy przynosiłam Ci kwiaty. Bałaś się czułości, tak samo jak ja bałam się miłości. Ale teraz mogę to zrobić. Więc masz. Irysy zawsze lubiłaś" i poszłam. Wizyty zaczęłam przedłużać. Czasami wpadałam tylko na chwilkę, w drodze z pracy, czasami na długo , by sobie pomonologować. Jutro będzie na jej grobie pełno zniczy i kwiatów. Przyjdzie rodzina, uczniowie, koleżanki z pracy, sąsiedzi. Będę i ja , świadoma idiotyzmu rytuału oraz swojej miłości.

Najbliższa Mi Osoba nigdy mnie nie opuściła. Cały czas o niej myślę, decyzje podejmuję przez pryzmat jej zdania, staram się by cały czas siedziała obok, choć ani przez chwilę nie brakuje Jej mniej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz