poniedziałek, 21 października 2013

Retrospekcja

Wracam na Srebrzysko.  Myślami, bo gdy tam leżałam nie miałam zbyt wielu sił by opisywać to, co się dzieje. A działo się. I ewidentnie "dom wariatów", to dobre określenie. Najmniejszymi wariatami są chorzy. Oni są dziwni i pierdolnięci, niemniej to akurat jest powodem, dla którego tam przyszli. Pamiętam pierwszy poranek, kiedy to salowe wygoniły mnie na śniadanie. O niczym nie myślałam, a już najbardziej nie myślałam o jedzeniu. Patrzyłam na płytki PCV i ściany obmazane gównem. Pokoje są między 8 a 9 zamykane. Po to by w nich wysprzątać i żeby wariaci nie zdążyli nabrudzić przed obchodem, który zaczyna się o dziewiątej. Okna faktycznie są bez klamek, ale i tak łatwo z nich wyskoczyć ponieważ większość jest tylko przymknięta i leciutkie podważenie szpary łyżeczką sprawia, że można otworzyć je na oścież.

Miałam więc spędzić godzinę na korytarzu. Nieśmiało weszłam na stołówkę. Przy stole siedziało kilkudziesięciu pacjentów. Przekrój przez zapite mordy (choć nie był to oddział dla alkoholików), obłąkane oczy, zespoły downa, demencję starczą i ogólny smród.  Niektórzy umazani zupą mleczną, inni chłepczący ją łapczywie, jeszcze inni po prostu siedzący nieobecni. Noży brak. Dlatego chleb smaruje się masłem za pomocą łyżki. Stałam przy ścianie wypatrując choć jednej osoby przypominającej człowieka. I znalazłam.

- Mogę się przysiąść?
- Nom.
- Nazywam się Niemyślna.
- Ja też.
- Serio?
- No przecież to imię nierzadkie.
- Fakt. (przez chwilę milczę). Zawsze jedzenie jest takie niejadalne?
- Nie wiem. Przyszłam tu wczoraj.
- To tak jak ja. (znowu milczę) . Trochę tu strasznie. Gdybym wiedziała, że aż tak strasznie, to bym nie przyszła.
- Ja też.
(milczymy)
- Zgłosiłaś się sama?
- Tak. Ponoć to miejsce dla mnie.
- Mi też tak powiedzieli. Choć nie ukrywam, że trochę odstajesz od średniej. Jesteś samobójczynią?
- Tak. A Ty?
- Ja też. Niedoszłą. Ale patrząc na to jak tu wygląda, wydaje mi się, że zrealizuję plan.
-  (uśmiecha się) Dokładnie. Prawie tu jak w spa (znowu się uśmiecha i milczy). Z kim jesteś w pokoju?
- Póki co sama.
- Masz luksus. Ja siedzę z kobietą co całymi dniami woła Matkę Boską o pomoc oraz skazaną, która odbywa tu leczenie z okazji niepoczytalności.
- O! (rozbawiona) Czyli ta Pani co na okrągło woła "Matko Boska , Józefie Święty zmiłuj się nad nami!", to Twoja koleżanka z pokoju?
- I jeszcze ta - powiedziała moja imienniczka wskazując na laskę o wyglądzie troglodyty.
- Oszfak! - tu się przeraziłam. Laska wyglądała...groźnie - To przyjdź do mnie. Mam dwa wolne łóżka. Nie wiem, czy pozwolą Ci się przenieść, ale zawsze możesz posiedzieć. Mam komputer i internet, możemy posłuchać muzy i pooglądać filmy. Ewentualnie płakać i spać. Póki co nikt u mnie Matki Boskiej o pomoc nie woła. 

Śniadanie dobiegło końca. Ktoś nas wezwał na gimnastykę, którą przesiedziałyśmy pod ścianą. Piłam kawę, trochę przysypiałam, a trochę się bałam. Poza tym byłam nieszczęśliwa. W końcu otworzyli pokoje. Obchód trwał 30 sekund. Zastanawiałam się, czy powiedzieć ordynatorowi o oknach, ale postanowiłam zostawić sobie możliwość wietrzenia i ewentualnej ucieczki.

Ordynator do mnie: Czemu tu Pani leży?
Ja (w myślach): Bo zasadniczo na łóżku się nie wisi. (Na głos) Nie wiem, ale bardzo chciałabym wiedzieć.  Chyba nienawidzę życia.
Ordynator do świty:  Stan dobry, świadomość jasna.

I poszli. Za to przyszła Koleżanka - Imienniczka, którą poznałam przy śniadaniu. Usiadła na łóżku. Zaczęła opowiadać o sobie. O swoich dzieciach. O mężu. O depresji, która ciągnie się za nią od kilku lat. Tak jak u mnie. Włączyłam muzykę. Słuchałyśmy Joni Mitchell. Już  przy śniadaniu zauważyłam jej nadgarstki całe pokryte strupami. Nie zadawałam pytań, tym bardziej , że Imienniczka, starała ukrywać się je pod swetrem. Mówiłam też ja. Starałam się unikać tematu cierpienia, więc zaczęłam czytać jakieś wpisy z fejsbuka. Nie zauważyłam kiedy Imienniczka zniknęła. Po prostu wzięła i wyszła. Byłam senna, nie chciało mi się jej szukać. Myślałam że poszła do łazienki lub zaparzyć sobie herbatę. Ale Imienniczka nie wracała. Po pół godzinie coś mnie tknęło.

Po korytarzu szwędali się pacjenci. W kuchni salowa zmywała naczynia. Imienniczki nie było. Ani w stołówce ani w świetlicy. Zaszłam do jej pokoju. Współlokatorka Imienniczki prosiła Najświętszą Panienkę o modlitwę a Skazana wesoło szczebiotała przez telefon. Imienniczka leżała we krwi.

Pokój pielęgniarek pusty, tylko telewizor nadawał powtórkę M jak Miłość. Pobiegłam więc do dyżurki - zamknięta. Gabinet lekarski - zamknięty. Pokój Ordynatora otwarty. Więc wchodzę:
Ordynator: Nie widzi Pani że jesteśmy zajęci?
Ja: Przepraszam najmocniej, ale jest taka sprawa, że pacjentka z 206 się tnie.

Ordynator ze świtą rusza. Ale nie do 206 tylko do brudownika. "PANIE SOBIE TU PYTLUJĄ A W MIĘDZY CZASIE PACJENTKA SIĘ TNIE!" Ryknął, po czym spokojnie wrócił do swojego gabinetu. Świta za nim. Pielęgniarki poleciały do 206. Relanium w dupę raz. Relanium w dupę dwa. Bandaże na rączkę. Imienniczka spała przez następny tydzień. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz